wtorek, 4 września 2012

Od Toushirou

Shade szedł cicho niczym cień zaułkami miasta. Było pełne zaćmienie księżyca, więc jego żądza była niewielka. Idealna okazja, aby poszukać czegoś cennego. Na przykład nowego żywiciela. Wtedy usłyszał płacz dziecka. Bardzo typowy, chodź cichy. Wszedł do ciemnego zaułka pełnego śmieci. Bingo! Na ziemi leżało niewielkie zawiniątko. Dziecko. Bez chwili zastanowienia zabrał je ze sobą. Z powodu podniecenia nie zauważył nawet, że obok dziecka leżał kompletnie pozbawiony krwi umierający kot.
- Shade! Co tak długo? – głos Anabell echem odbijał się od ścian krypty
- Na ulicach było dużo ludzi. Ponoć jakiś terrorysta wysadził się w ambasadzie Nigeru – odpowiedział Shade jakby to wszystko wyjaśniało
- Co tam masz?
- Nowego żywiciela. – pokazał Anabell dziecko
- Super! - Zatarła ręce. – Zawsze marzyłam o opiece nad dzieckiem!
Mała osóbka w zawiniątku w milczeniu przyglądała się nowej twarzy. Ze spokojem wlepiała swoje oczy w oczy nowego opiekuna. Jakby chciała je zapamiętać.
- Myślisz, że potrzebuje mleka? – spojrzała pytająco na Shade’a. – Puci puci puci!
Połaskotała dziecko po brzuszku, na co ono zareagowało śmiechem. Anabell i Shade pobladli bardziej niż zwykle. Niemowlę miało kły. Dwa długie, ostre, śnieżnobiałe kły.
- Raczej nie mleka, tylko krwi – podsumował Shade – Najlepiej nie prosto od żywiciela.
- Mały wampirek… - nowa „matka” nie mogła się pozbyć zdziwienia – M-mogę mu nadać imię?
- Rób co chcesz. Tylko go nie zjedz z rozkoszy. – wykrzywił się w złośliwym uśmieszku
- Toushiru. Daję ci imię Toushirou.
Dziecko w odpowiedzi zamrugało turkusowymi oczami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz